Na Śnieżnych Konwaliach wygrałem darmowy start na letni rajd organizowany przez sympatyczną ekipę z Moch. Szkoda było nie skorzystać, ale długo się wahałem, bo w ten sam weekend rozgrywała się trzydniówka BnO w Limanowej Limanowa Cup.
Na rajdzie były do wyboru dwie trasy stricte biegowe z elementami kajakowania, ja wybrałem krótszą (ok 30 km) „Relax” ze względu na Maraton Karkonoski który mam za tydzień.
Relaks to mieli plażowicze nad jeziorem w Wolsztynie, w pobliżu którego startowaliśmy. W przypadku zawodników na trasie ciężko było mówić o wypoczynku. Już na pierwszy punkt musiałem wybierać czy moczyć nogi w błocie 🙂
Do przejścia była rzeczka o bliżej nieokreślonej rozpiętości między brzegami. Kiedy do niej dobiegłem to owszem, jeden brzeg był jakoś zarysowany, ale drugi to było po prostu bagno z wielkimi kępami ostrych traw dzięki którym już po chwili moje dłonie mogłyby zagrać w jakiejś romantycznej komedii np. Piła 2. Dwa razy próbowałem się przebić na drugą stronę szukając w miarę stałego dna w rzece. Dopiero za trzecim podejściem, zanurzony pod szyję udało mi się przejść po jakichś gałęziach leżących w mule. Strasznie dużo czasu tam straciłem, a i tak z PK1 wybiegałem jako pierwszy, dziwne 🙂
Mój główny rywal – Mariusz Plesiński też obrał wariant przez rzekę ale atakował bardziej z północy.
W każdym razie kiedy już biegłem wlotówką do Wolsztyna zobaczyłem go jakieś 200 metrów za sobą. Mariusz to wytrawny i szybki biegacz (1:16 w połówce), więc dystans się zmniejszał i na PK2 na plaży wbiegłem tuż przed nim.
Teraz miał być etap kajakowy, czyli coś co miało dla mnie znamiona przygody i lekkiej ekstremy heh 🙂 Nie siedziałem w kajaku jakieś 20 lat (ostatnio na obozie w Ronneby w Szwecji). Tak więc jak dostałem piękną niebieską skorupę, kaftan bezpieczeństwa i wiosło, to od tego momentu miałem sobie jakoś radzić sam. Na szczęście w pobliżu płynął Mariusz, więc było raźniej 🙂
Do zaliczenia były dwa punkty kontrolne na jeziorze. W sumie były trzy, ale trzeci był dla tych osób, które płynęły kajakiem w dwójkę. Cały czas kiedy płynąłem po jeziorze szukałem optymalnej pozycji i techniki machania wiosłem. Przepraszam specjalistów od kajaków za swoją ignorancję, ale dopiero dopływając do pierwszego punktu zauważyłem, że na środku kajaka jest taka poprzeczka o którą można się zaprzeć nogami i ustabilizować sylwetkę 🙂 Strasznie to pomogło, i dzięki temu już nie traciłem tak gwałtownie dystansu do Mariusza.
Z jeziora „wyszedłem” jakieś 2 minuty po nim, a kolejny etap to był scorelauf po parku i okolicy na mapie BnO. Tu poszło w miarę gładko, oprócz jednego punktu który był zawieszony na drzewie a jakiś dowcipniś schował perforator…
Mariusz posiał jeden punkt i musiał się wracać, więc gdy skończyłem odcinek specjalny to po chwili znowu byliśmy w dwójkę na wybiegu z miasta. Moja mapa główna po wizycie w bagnie (PK1) nie nadawała się już do niczego, ale na szczęście organizator miał na punkcie kajakowym zapas więc mogłem kontynuować walkę. Jeszcze tylko napiłem się coli która pachniała i trochę smakowała bagnem, bo puszkę miałem w zewnętrznej kieszonce plecaka… 🙂
Do PK3 cały czas prowadziłem, ale przy wbiegu w las w pobliżu punktu skręciłem w drogę, która nie zaprowadziła mnie tak, jak to było zaznaczone na mapie 🙂 Strumień wzdłuż którego biegłem był po niewłaściwej stronie… Nie przejmowałem się, bo na początku dało się go przeskoczyć. Niestety im dalej biegłem, tym on był szerszy i bardziej mokry, więc gdy dobiegałem na wysokość PK3 rów z wodą miał już szerokość kilku metrów. Stwierdziłem że polecę dalej i poszukam jakiegoś przejścia. Oczywiście nic takiego nie znalazłem, więc cofnąłem się i w optymalnym dla mnie miejscu spróbowałem drugiej przeprawy… Woda wciągała, nie było stałego dna więc wylazłem i wrzuciłem do rzeczki dwie dłuuugie gałęzie dzięki którym mogłem jakoś się przedostać na drugi brzeg. Jeszcze tylko syfiasty lasek z pokrzywami i już byłem przy punkcie. Trochę mnie zmęczył ten przelot, więc popiłem wodę, ale spostrzegłem, że zostało mi pół butelki wody. Od tego momentu musiałem porcjować sobie to, co mi zostało. Miałem nadzieję że gdzieś po drodze będzie punkt z wodą albo jakiś sklepik, ale niestety organizator nie przewidział takiej możliwości. Szkoda, w końcu miał być „Relax” 😉
Spodziewałem się, że Mariusz jest już gdzieś bardzo daleko z przodu. Jednak na przelocie na PK4 wydziałem jakąś majaczącą sylwetkę biegacza daleko z przodu. Biegacz ten skręcił trochę za wcześnie w las, więc pomyślałem że może to ktoś z trasy Medium. (na mecie okazało się, że to był właśnie Mariusz :))
Do PK5 oczywistym wariantem była polna droga w którą skręcało się z szosy, ale z kolei ścieżka wzdłuż lasu kusiła cieniem. Okazało się, że ścieżka może tam była, ale zimą jak traktor zrobił ślady 🙂 Tempo siadło, woda się kończyła, zjedzony batonik przyklejał język do podniebienia a żar nie odpuszczał. Chwilami musiałem przechodzić do marszu… Nie odpuszczałem, ale musiałem zostawić sobie rezerwy bo przede mną jeszcze kilkanaście km biegu.
Kolejne punkty bez problemu, ale zaczęły się włączać jakieś mroczki w głowie i w lesie na mapie BnO (punkty 6,7,8) miałem już omamy wzrokowe w postaci PK na drzewach 🙂 Na przelocie do PK9 widziałem kąpiącego się człowieka w kanale, ale tak pływał skubany że nie dałem rady wyciągnąć z niego czy ma coś do picia. Nic to, już całkiem blisko, więc trzeba spinać poślady i zasuwać przez pola. Mówiłem już, że było gorąco? Jakieś 35 stopni w cieniu? 🙂 Istny relax 😉
Na PK10 spotkałem kogoś kręcącego się w krzaczorach, i nie wiedziałem czy szuka „dziesiątki”. Zagadałem, że tu jest punkt. Okazało się (już na mecie), że to był Mariusz który zamotał się z kolejnością dwóch ostatnich punktów 🙂 W szkole w Mochach zjawiłem się po 3 godzinach i 59 minutach. Minutę po Mariuszu! A to ci psikus! 🙂
Gdybym… nie ma co gdybać 🙂 Czołówka wyglądała następująco:
1 | Mariusz Plesiński | Artemis Wrocław/10BKPanc | 03:58:00 |
2 | Robert Zabel | Biegajzmapa.com | 03:59:00 |
3 | Jacek Górniaczyk | Znajomi i Przyjaciele Królika | 05:39:00 |
A na mecie czekało przepyszne ciasto (mniam…) chleb ze smalcem, dla piwoszy piwko, a dla nie piwoszy woda po ogórkach 🙂
Mapa RELAX z przebiegami
Na tym rajdzie działy się kosmiczne rzeczy 🙂 Na nieco dłuższej trasie Medium, pierwszy zawodnik Paweł Górczyński przybiegł dopiero po ponad 10 godzinach. Drugi był Remik, który przyczłapał 2 godziny po nim! I użyłem słowa „przyczłapał” nie bez powodu, bo Paweł z Remikiem biegli część trasy razem a później się rozdzielili. Tak się rozdzielili że Remik został gdzieś pod drzewkiem. Zasnął i obudziła go… mrówka. Uff, bo na mecie cały czas się martwiłem że taki doświadczony napieracz tak długo nie wychodzi z lasu. Ogólnie był kłopot z zawodnikami z tej trasy, bo zaczęło się ściemniać przyszło dopiero kilka osób w tym cztery które miały zaliczone wszystkie punkty…
Najnowsze komentarze