To był kolejny z tych biegów, w których zaskoczyłem sam siebie 🙂 Może to akuratnie dobrane treningi, albo te nowe buty, może pogoda; cholera wie 🙂
Mądra ta cholera, zawsze wie wszystko.
No dobra, Kościan miał być tym półmaratonem w którym liczyłem na przyzwoity czas rzędu 1:27-1:28 pamiętając, że kilka tygodni wcześniej pierwszą połówkę na maratonie w Poznaniu poleciałem 1:29 z hakiem. Tak więc zejście poniżej 1:30 w końcu nie powinno było nastręczać większych problemów, chyba że kontuzja czy inny wypadek… tfu!
W każdym razie byłem „umówiony” z kolega Łukaszem który chciał połamać półtorej godziny, że polecimy pierwsze kilometry razem. Niestety zapomniałem zabrać z domu Garmina, który miał mi pomóc trzymać odpowiednie tempo. Na szczęście Tata też jechał do Kościana żeby dopingować dzielnie i robić zdjęcia, więc miał mi dowieźć zegarek. Na minutę przed startem nadal nigdzie nie mogłem go znaleźć… ale dosłownie chwilę przed odliczaniem zauważyłem Tatę na rowerze i odebrałem zegarek 🙂
Uff…
Stałem w trzecim rzędzie, ścisk był spory bo cofali wszystkich żeby wystartować z linii… startu 🙂 Ruszyliśmy. Tempo od razu wysokie 3:35, ale stwierdziłem że trzeba się wyluzować i za chwilę wszystko dookoła się uspokoi.Nie chciałem za dużo rozmawiać z Łukaszem, żebyśmy nie tracili oddechu. Jakoś pod koniec pierwszego kilometra rzuciłem okiem na zegarek a tam stoper stał na 1:04…Jakimś cudem musiałem go zatrzymać minutę po starcie. Ale nie mam pojęcia jak to się mogło stać. W każdym razie Łukasz rzucił kilka razy, że za szybko lecimy. Faktycznie, 4:02 to było grubo za szybko. Miało być około 4:15/km.
Coś jednak w środku mi mówiło, że to tempo jest takie hm… no bardzo zachowawcze. Pamiętając jednak o licznych błędach które popełniałem startując za mocno, starałem się jednak stopować. Ale przy tempie około 4:00 właśnie czułem, że biegnę lekko, prawie truchtem!
Cholera, przecież gdy robię interwały 8x1km to biegam 3:48-3:52 a tutaj 4:00 i jest tak lekko?
No dobra, zobaczymy jak to będzie później.
Nie oglądając się na Łukasza na którymś z licznych zakrętów lekko przyspieszyłem łapiąc się do kilkuosobowej grupki. Trochę wiało, więc postanowiłem w miarę możliwości chować się za plecami innych.
To niebywałe z jaką lekkością mi się biegło.
Wiem, że częściowo to zasługa nowych butów, które zastąpiły wysłużone już pomarańczowe Brooksy Launch. W ich miejsce przyszły… nowe Brooksy Launch 🙂
Tym razem śliczne biało-niebieskie z limonkowymi wstawkami. Kupiłem je na EXPO przed poznańskim maratonem. Kosztowały mnie 349 zł ale warto było wydać każdą złotówkę 🙂 Co prawda na jednym z zakrętów poczułem jak śródstopie niebezpiecznie poleciało mi na zewnątrz, ale na kolejnych wirażach starałem się już bardziej uważać.
Z tego miejsca chciałbym pozdrowić osobę decydującą o postawieniu słupka ze znakiem drogowym na tym zakręcie: (foto z lewej)
Bardzo mi się przydał, kiedy wchodząc w wiraż chwytałem go lewą ręką i napędzałem się na prostą dzięki działaniu siły odśrodkowej 😉
Jakoś tak po dyszce czułem że dziś może się uda wskoczyć gdzieś między 1:24 a 1:25 jak nic nie strzeli w nogach albo kury nie wlezą mi między sznurowadła.
Przyspieszałem, wyprzedzałem, przyspieszałem i wyprzedzałem.
To był bieg, w którym po pierwszych kilku kilometrach nikt już mnie nie wyprzedził. Wspaniałe uczucie 🙂
Niestety przez zamieszanie z zegarkiem nie mogę zrobić sensownej tabelki z międzyczasami, ale wkleję wynik tego, co pokazał Garmin po wczytaniu w Endomondo:
Najszybszy kilometr (3:46) był w okolicach 14 km, natomiast pięknie wyszła druga dycha: 38:47 co jest poniżej mojej dotychczasowej życiówki 😉
Oczywiście międzyczasy z GPS mogą być obarczone kilkusekundowymi błędami, ale i tak wygląda to całkiem przyzwoicie jak dla mnie 🙂
Miejsce w open | Kategoria | Miejsce w kategorii | 21,097 km | Wyniki: |
57/939 | M30 | 16/302 | 01:23:01 |
Fotografie:
Honda – dzięki! :)))
Tata – dzięki! :))
Basia Jórga – dziękuję! 🙂
Wojciech Ćwiąkała – dziękuję 🙂
6 Komentarzy
Skip to comment form
Gratulacje! Znam to uczucie kiedy teoretycznie leci się na maksymalnych obrotach, a wrażenie jakby się truchtało 🙂 Super wynik!
Po pierwsze gratuluję czasu w Kościanie.
Po drugie gratuluje wyboru obuwia – ja też posuwam w Brooksach, tyle ze w adrenaline 🙂
Po trzecie – świat jest mały – wiedzę, że naście lat temu bywaliśmy na tych samych koncertach, no choćby Cymeon, Ukrainians, NoMeansNo.. jakies sztuki na Pułaskiego..
Po czwarte – świat jest coraz mniejszy – 19 razy zaliczałem Międzygórze 🙂
po piate – czekam na obiecane fotki z eliminatora 🙂
Pozdrawiam p.
Świetny wynik! Gratulacje 🙂
Cieszę się, że Kościan okazał się dla Ciebie dobrym miejscem na bieg. Szkoda, że się nie poznaliśmy. Zapraszam tutaj za rok!
coraz lepiej z tym miejscem w kategorii 😉 gratuluję życiówek 😉 już teraz nie planuj żadnych przeprowadzek, bo szkoda formy jaką masz 🙂
Dobrze, że nie patrzyłeś na mnie tylko biegłeś 😉 Mi się udało, Tobie się udało – wszyscy zadowoleni 😀 Gratulację Robert! Za*****y czas!
Ale wiadomo – i tak Cię kiedyś wyprzedzę! 😀
Pozdr!
Łukasz
Noo czas czadowy!!
Powalczymy na wiosnę na swoim podwórku 😉