Luboński Bieg Uliczny 10 km – 18.06.2011

W zasadzie niewiele brakowało a bym nie dotarł na tę imprezę, ale dzięki szybkiej Corsie mojej mamy udało się 😉 Dojeżdżając na miejsce miałem nadzieję, że bieg będzie szybki, nie będzie wiało za mocno i dopisze ekipa szybkobiegaczy 🙂 Założenie było… w sumie nic konkretnego nie zakładałem, oprócz standardowej niebieskiej koszulki, nowych spodenek i starych, dziurawych już Brooksów. Niestety nie zabrałem czapeczki, więc czułem się trochę nieswojo, ale co tam… 🙂

 

W zasadzie ruszyłem dość ostro, aż złapałem pierwszą zadyszkę. Trochę mnie przytkało na początku, tym bardziej że startowaliśmy z biegaczami na 5 km (jedno okrążenie trasy) więc można się było spodziewać kosmicznego tempa w czołówce. Po kilkuset metrach wspólnego biegu ze Słonikiem i Wojtkiem po mojej prawej stronie pojawił się szybki obiekt biegający – Artur 🙂 Miłe spotkanie, ale skoro tak, to trzeba spróbować chociaż kawałek utrzymać się z tym cyborgiem. Po kilku słowach  i wymianie uprzejmości dowiedziałem się, że Artur vel Mały wczoraj zrobił wycieczkę 90 k m na rowerze, więc nie jest tak do końca świeży. Pewnie dlatego tak wyszło, że całą trasę miałem go w zasięgu wzroku 🙂

Ale tak naprawdę gwoździem programu okazała się…. nawigacja naszych pilotów. Mianowicie dwóch jegomości, którzy na rowerach mieli jechać przed czołówką i wskazywać trasę, pomyliło… drogę.
W sumie powtarzanie tego już któryś raz może być nudne, więc ostatni raz opisze jak to wyszło. Czołówka biegu ufnie leciała za panami na rowerach. W tym i ja 🙂

Jakież było moje zdziwienie, kiedy to po około 5 kilometrach kiedy już mieliśmy dobiegać do końca pierwszej pętli zobaczyłem z prawej strony wybiegających z małej uliczki ludzi… i nie byli to kibice tylko zawodnicy! 🙂

 

Słonik biegnący ze mną ramię w ramie zaklnął wtedy siarczyście, że nawet  zacytować tego nie mogę. W każdym razie pozostałą część biegu leciałem z przeświadczeniem, że to wybiegający z uliczki skrócili trasę. Jakże byłem w błędzie, że to ja i kilka osób przede mną i za mną pobiegliśmy za daleko. Nie z naszej winy… 🙂

Kiedy w końcu zrobiło się luźniej na drugiej pętli, postanowiłem oczyścić trochę tabelę wyników. Tak sobie teraz to buńczucznie piszę, ale w tamtej chwili było to dla mnie sprawą honoru 🙂 Postanowiłem, że dogonię i wyprzedzę te kilka osób które wskoczyły między mnie a białą koszulkę Artura biegnącego jakieś 70-80 metrów przede mną. Tak żeby nie było wątpliwości. Chociaż i tak bałem się, że wyniki będą wypaczone przez to, że ktoś mógł wskoczyć na sam czub. Ale jak się dowiedziałem na mecie, te kilka osób które wyczyściłem to było wszystko, co mogło zamieszać bezpośrednio przede mną.

Uff 🙂

No to tyle, dwa motyle, gile z nosa eskimosa.
Później zasłużone jedzenie, grill na działce i inne atrakcje (zakupy w Decathlonie i takie tam 🙂 )

Aha 🙂

Na plus dla biegu to:
spotkani znajomi, medal (standard ale miły), pomiar czasu na chipy (standard),  bardzo szybko opublikowane wyniki w internecie,  izotonik przed startem (pić mi się chciało jak cholera) oraz dobre jedzenie po biegu 🙂

Miejsce w open Dystans Czas zawodów Tempo Czas 10 km
7/121 10,665 km 00:40:24 3:47/km 00:37:53 Wyniki

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

foto: Ewa Homan

[iframe http://www.runmap.net/route/1054701 700 900]

1 komentarz

  1. Ja powiem szczerze zapiłem i nie dotarłem ;P Ale następnym razem….! 😉

    Gratulacje za udany bieg!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.