I Grand Prix Poznania w biegach przełajowych vol. 6

„Sun is shining
the weather is sweet
make you want to move
your dancing feet”

tak kiedyś śpiewał Bob Marley. I chciałbym tak samo śpiewać jadąc na start popołudniowego, ostatniego już w Grand Prix Poznania biegu przełajowego na Rusałce 🙂

Może gdybym urodził się na Jamajce, nie miałbym problemów z bieganiem w takiej duchocie, ale w tym roku wyjątkowo szybko trzeba się aklimatyzować do zmian pogodowych.
5 km to nie jest mój ulubiony dystans, bo jest z nim trochę jak z filmami Hitchcocka: od początku ogień i do samej mety trzeba przyspieszać 🙂
Niestety totalny brak treningu szybkościowego mści się właśnie na takich pięciokilometrówkach. Tym razem zaplanowałem sobie, że pójdę równym tempem żeby na początku się nie zajechać.
Ustawiłem się z przodu, i oczywiście w momencie startu wszystkie założenia wzięły w łeb 🙂

Pierwszy kilometr w nieprzyzwoitym jak dla mnie czasie 3:29. Kiedy to zobaczyłem na ekranie mojej klepsydry zwątpiłem, bo czułem że biegnę szybko ale nie aż tak… Kolejny kilometr już wolniej, 3:49. Następny już 4:08. Czwarty kilometr zwalniam jeszcze bardziej do 4:13 i mam powoli dość. Do mety ciut przyspieszam i wpadam na ostatnią prostą z założeniem, że teraz nikt mnie nie wyprzedzi 🙂 Ostatni kilometr 4:06. Tuż za mną głośny tupot,  jest walka 🙂 Odwracam się, a tam trener Rutkowski wpada na metę razem z Angeliką Lipiecką.

Czas 19:45 czyli gorszy o 6 sekund niż miesiąc wcześniej, ale to pewnie ta pogoda 😉

Pod koniec biegu niebo nagle się zachmurzyło, więc nie polazłem na plażę w celu zażywania kąpieli słonecznych, tylko zwinąłem manatki i ruszyłem rowerem w kierunku domu.

Aha, pomimo uprzejmego pytania/prośby,  szanowny właściciel lokalu w którym było Biuro Zawodów i Depozyt, nie pozwolił wstawić roweru do środka. Minus dla tego jegomościa.

A na horyzoncie błyskało, idealnie w kierunku domu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.