Brooks Launch

To było w listopadzie 2009.
Dokładnie to w połowie. Właściwie pierwszej połowie, czternastego.
Zainspirowany reklamą na Eurosporcie zapragnąłem uzupełnić szafkę na buty jakimiś lekkimi trzewikami do biegania. Dodatkowym czynnikiem przyspieszającym decyzję był fakt, że moje człapanie w październikowym maratonie w Poznaniu było słychać w państwach całego bloku wschodniego i zachodniego też. Jedynie pepiki miały dobrze, bo zagrodzili się Sudetami i Karpatami, a Skandynawowie sprytnie wykopali sobie dziurę i zalali wodą bałtycką.

Była sobota, świeciło słoneczko, wyjąłem z garażu białego stwora i ruszyłem na łowy, bo przecież facet to łowca. Podobno niekoniecznie zakupowy, ale będę forsował ustawę przeciwko dyskryminacji mężczyzn rozróżniających kolory i wiedzących czego chcą 😉

Pierwszym miał być Runnersworld,  najstarszy chyba w Poznaniu sklep dla biegaczy. I to był mój ostatni przystanek, bo kiedy dojechałem na miejsce okazało się, że na tych kilku metrach kwadratowych jakoś zdołano zmieścić bieżnię, kamerę, i laptopa. A wszystko po to, żeby można było się dowiedzieć, jak układają się stopy podczas biegu i dobrać odpowiednie buty. Miałem obiecane, że dostanę filmik z testu na emaila – i udało się! W skrzynce odbiorczej pojawił się w lutym. Lepiej późno niż wcale 🙂
Filmik pokazuje, że nie jestem ani pronatorem, ani supinatorem, typowy neutral. Ale tak z perspektywy czasu sobie myślę, że test ten trwał za krótko i wymuszał tylko określone tempo. Ani wolniej ani szybciej. Z kolei na bieżni w Szklarskiej przebieżki biegałem na zewnętrznych krawędziach. No ale tak to jest, że wraz ze zwiększeniem prędkości i dynamiki, zmienia się sposób odbicia 🙂

Jako, że mam zaufanie do porad ludzi mądrzejszych ode mnie (przynajmniej którzy sprawiają takie wrażenie) dostałem do przymiarki te buty:

Prawda, że brzydkie? 🙂

stare Adidasy 2009

Ale to uczucie, kiedy je założyłem… i ta miękkość wyściółki i podeszwy… Oczarowały mnie. Swoją przekorną jaskrawością i komfortem.
I lekkością przecież… zapomniałbym dodać, że ważą niecałe 310 gram.
W każdym razie luźniejszy o jakieś trzy stówki wyszedłem ze sklepu i pognałem do domu, żeby z namaszczeniem przebrać się w wygodne ciuchy i polecieć do lasu.

Pierwsze wrażenie potwierdzają wcześniejsze achy i ochy:
doskonale miękka podeszwa, buty szybkie i lekkie, pchają się do przodu. Tylko ten oczojebny kolor lekko zakłócał moje wrażenia estetyczne, bo jak tu się nie gapić pod nogi na korzennych zbiegach 🙂

Przez jakiś czas biegałem w nich sobie, a stare Adidasy (fotka obok) poszły w odstawkę.

Później przyplątała się kontuzja kości udowej, więc odstawiłem buty na półkę. Przyszła zima, zaczęły się zajęcia spinningowe, i zacząłem truchtać.

po 500 km

Na śniegu bieżnik sprawował się całkiem znośnie, ale można zapomnieć o szybkim bieganiu w zaspach. Pierwszy egzamin Brooksów przypadł na start w Maniackiej Dziesiątce. Tak jak się spodziewałem, biegło mi się lekko. Poprawiłem wynik z ubiegłego roku o 4 minuty, więc sporo 🙂
Później już było z górki, praktycznie co tydzień jakiś start.

Półmaraton Poznański przebiegłem bez większych sensacji jeśli chodzi o otarcia na stopach. Te buty są stworzone do biegania po asfalcie.

Regle w Szklarskiej

Pierwsze sygnały że nie są do wszystkiego, były na biegu crossowym na Malcie „Salomon Trail Running”. Tam na zbiegach pięty trochę mi uciekały. Jakoś się tym nie przejmowałem, bo w zamyśle buty te miały być na starty asfaltowe.

Prawdziwy sprawdzian był całkiem niedawno, w Szklarskiej Porębie.

Napisze krótko: to nie są buty na kamienne trasy, crossy w górach, ani nawet na bardziej kamieniste szutrówki.
W tych butach bałem się o kostki. Gibały się we wszystkie strony. Pod podeszwą czułem każdy większy kamyk. Na Drogę pod Reglami były okej, ale wyżej to już nie polecam.

Podeszwa nie jest zbyt odporna na nierówności, i w jakiś sposób – nie wiem jaki – uszkodziłem ją z tyłu, pod piętą (foto).

uszkodzenia na podeszwie

Bardzo szybko wysychają. Moje grzałki do butów suszą je w ciągu 5-6 godzin i nie sztywnieją po tym.

Na ostatnim półmaratonie w Pile zawiązałem je ciut słabiej niż zwykle. Tak po prostu. Tuż przed startem pomyślałem, czy nie zawiązać jeszcze raz, mocniej. Ale zostawiłem jak jest, i to wystarczyło, bo już do mety w ogóle nie myślałem o tym.
Jedynie na małych palcach czuję trochę nabrzmiałą skórę, ale poza tym spisały się znakomicie 🙂

Ostatnie poważne ściganie tych butów przypadło na Poznań Marathon. Sprawdziły się wyśmienicie, i pomimo przebiegu ponad 2000 km moje stopy wytrzymały klepanie asfaltu w tych trzewikach 🙂

2 Komentarze

  1. Lekkie buty rządzą! Ja praktycznie zrezygnowałem z amortyzacji. Kupiłem buty startowe (do treningów interwałowych) i w nich trenuje. Pierwsze treningi to była jakaś masakra, ale teraz moje stopy są z tytanu (taa jasne) i czuję się odporniejszy na wszelakie kontuzje. Buty ważą 180g. Oczywiście taki typ buta jak piszesz nie nadaje się na crossy, biegi górskie, po prostu leśne trasy sprawiają trudności. Mimo to używałem ich w każdym z biegów Grand Prix 😉

    Jeżeli komuś przeszkadza oczojebny kolor butów wystarczy wybrać się raz na GP i zaraz mamy piękne szarobure buciki ;D

    • Kamilka on 9 września 2010 at 08:50
    • Odpowiedz

    a wg mnie kolor idealny – rozpoznawalny na trasie będziesz w tych świecidełkach 😛
    następnym razem – jak będzie trzeba zmienić obuwie – rozejrzyj się za asicasmi – jeśli ma być stylowo i wciąż chcesz być „świecący” na trasie to poproś o żółte – takie pszczółki 😉 (wyjątkowo lekkie i b.wygodne – podobno dłużej się trzymają niż Twoje mandaryny :P)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.