Turbacz Winter Trail

Zazwyczaj z okna widzę Turbacz, ale ostatnio jakby rzadziej, bo pogoda jaka jest każdy widzi 🙂

Cieszyłem się na ten bieg. Niestety kilka dni przed startem okazało się, że znajomy którego nie widziałem chyba kilkanaście lat jednak nie przyjedzie, ponadto formuła biegu ze startu masowego zmieniła się w bieg indywidualny z przypisanymi minutami startowymi, co spowodowało że jechałem do Nowego Targu już bez bojowego nastawienia. Na miejscu kupa śniegu. Ja biegnę przed wszystkimi (taki miałem transport) no i perspektywa ścigania za tydzień w Lasku Wolskim. Odpuszczam po kilkunastu minutach biegu. Postanawiam zaliczyć traskę ale bez napierania na wynik. Luźno, w górę, w nowych butach VJ Integrator z kolcami (okazało się, że były niepotrzebne – tyle było puchu).

Zbiegi luźno, bez ciśnięcia, szczególnie ten długi między 3km a 6km. Dużo przecierki w puchu, trochę chodzenia, był czas na przemyślenia jak na wycieczce biegowej. Na 13 kilometrze dwóch śpiących rycerzy z zakonu Pełnej Klatki z lufami 2.8 (mam nadzieję) chyba się nie spodziewało, że będę biegł tak wcześnie i zajętych było rozmową. No cóż, bywa. Za to kawałek dalej już zostałem uchwycony pod choiną. Dzięki za pamiątkę! 🙂 Zbieg z Turbacza bez historii, fajnie, szybko, bezpiecznie. Jedynie mała zagadka była przy dobiegnięciu do strumienia na 19,7km, bo nie zauważyłem oznaczeń (brak okularów). Końcówka lekko pod górkę ale bez tragedii, tam już droga była rozjeżdżona a nawet ubita. Ten bieg mnie zmęczył, mam nadzieję że szybko się zregeneruję na GP Krakowa za tydzień.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.