Śnieżne Konwalie 2013 – Nietążkowo

logo-Sniezne-KonwaliePrzy czytaniu moich wypocin proponuję włączyć w tle odgłosy lasu: http://www.youtube.com/watch?v=qiQ0tGKocjY 🙂

Było jakoś po godzinie 21:00 gdy zdecydowałem się jechać na zawody na orientację „Śnieżne Konwalie” które były w sumie niedaleko, bo w okolicach Śmigla. Do wyboru miałem znaleźć jakiś pociąg albo namierzyć kogoś znajomego który też się tam wybiera. Tylko, że był wieczór, zawody zaczynały się o 9 rano i pewnie już wszyscy startujący spali… 😉 Ale jednak udało się, i dzięki uprzejmości Michała mogłem teleportować się do Nietążkowa.

Pogoda nie zachęcała do biegania po lesie, bo od samego rana padał… deszcz. Mimo że przez ostatni miesiąc mieliśmy całkiem porządną zimę ze śniegiem, mrozami i innymi bałwanami, to akurat przed tymi zawodami wszystko puściło i w lesie zrobiło się błotko 🙂 Ale nic to, nie w takich warunkach się biegało, więc byłem dobrej myśli.

Ekipa Konwalii zaproponowała dwie główne trasy: TP50  i TP25. Czyli miałem do wyboru – dłuższa trasa ale wolniej i zimniej, albo krótsza czyli szybko i mały tłok pod prysznicem 😉 Co prawda były jeszcze biegi na 10 i 5 km typowego BnO z chipami, ale tam biegała czołówka polskiej orientacji, więc co ja się będę wpychał…

DSC_7622Formuła biegu to tak bardzo „ukochany” przeze mnie scorelauf, czyli zaliczanie punktów wg dowolnej kolejności, własnego widzimisię itp. itd. 🙂 W sumie wolę trasy liniowe, ale trzeba brać co dają i nie wybrzydzać, poza tym taki bieg to nauka kombinowania i nadrabiania kilometrów 🙂 No i tak się stało, bo mój wariant który w swojej mądrości wymyśliłem wcale nie miał 25 kilometrów tylko 32. Ale i tak miałem dzisiaj zrobić dłuższe wybieganko, więc było w sam raz. Tylko dlaczego ktoś rozlał tyle wody na łąkach i drogach leśnych? 🙂

Nie będę tym razem analizował biegu punkt po punkcie, bo w większości nic ciekawego się nie działo, ale wspomnę o kilku migawkach które zapamiętałem:
– fajnie, że biegaliśmy na dwóch mapach do BnO, dzięki czemu miałem komfort szybkiego biegania po lesie zamiast zgadywania i latania na czuja jak to czasem ma miejsce na mapach 1:50 000 albo – co gorsza – 1:100 000 🙂
– dałem ciała na przebiegu między mapą nr 1 a mapą nr 2 (z PK14 na PK2) bo zamiast lecieć drogą mniej więcej w linii, to leciałem drogą ale…. naokoło-strata 4-5 minut
– dużo zwierzyny łownej, naprawdę dużo 🙂 w jednym miejscu gdy jeleniowate zbiegały ze wzgórza to był hałas jakby Lucky Luke pędził za bizonami
– wziąłem 0,7l żywca, wody takiej, ale łyknąłem dopiero pod koniec, niepotrzebnie tylko tachałem
– pożarte pół czekolady z orzechami
– telefon wytrzymał małe podtopienie, ale muszę zainwestować w kawałek torebki foliowej. Zaczynam zbierać kasę jakby co!
– było błoto. Od początku do końca.
– kompas wyjąłem raz, przydał się 🙂
Konwalie-FB– ja to się jednak boję cieków wodnych, przez co straciłem 13 minut, a było tak:
z PK6 (na którym umoczyłem z półtorej minuty) lecę lekko zniecierpliwiony na PK9, i zamiast atakować toto od południa jak przykazał Pan Kierownik Imprezy, to ja wbijam się od północy i zastaję rzeczkę otoczoną rozlewiskiem. I ja mam się tam przebijać żeby szukać w tej tafli wody rozwidlenia… rzeczki. No i okazało się, że nie dość że atakowałem punkt za wcześnie, to jeszcze w tym rozlewisku wpadłem w dziurę, a styl jaki towarzyszył temu wpadaniu przypominał łapanie zająca. Jakoś z niej wylazłem chwytając się drzewa… I tak sterczałem obejmując rzeczone drzewo cieknącymi rękawiczkami w których trzymałem nie mniej cieknącą mapę. Ciekło też od pasa w dół, a do tego miałem wrażenie że jakimś cudem woda miała temperaturę jakieś minus pięćdziesiąt mimo stanu płynnego. Dziwy jakieś.
Ale tak naprawdę chodzi mi o to, że zrobiło mi się cholernie zimno, nie widziałem punktu, trzymałem się drzewa i wiedziałem że znowu muszę wejść do tej wody żeby się stamtąd wydostać. No to skok (brrrrrr!) i poczłapałem ku pięknej łące uważając na „pastuchy” (bo tam prąd jakiś czy cuś). Okazało się, że trzeba było wytrzymać i polecieć nieco dalej a lampion świecił z daleka. Ja głupi. Aha, i stał po drugiej stronie rzeczki. Nie muszę pisać co to oznaczało? Pomógł kij jako sonda do badania gruntu oraz dwie zdrowaśki.
– na PK4 spotkałem Zbyszka, który biegł trasę długą. jak się później okazało, rozwaliła mu się mapa i do mety leciał pamięciówkę. I zaliczył wszystko! Szacunek!
– na TP50 wygrał Grzegorz przed Mariuszem. Całą trasę biegli osobno, żeby spotkać się tuż przed samą metą 🙂
– nie wiem co tu jeszcze…
aha! miło było spotkać znajomych orientalistów, rozdziewiczyć prysznic, dostać w nagrodę super grę planszową i zaproszenie na… IV Rajd Konwalii 😉 tak w ogóle to muszę to napisać: ekipa z Konwalii to miód malina i robią najlepsze ciasto! Dzięki! 🙂

update: około godziny 22:00 w lesie było jeszcze 16 osób z trasy TP50…  Ostatni zawodnik ukończył o 00:30 czyli ponad 13 godzin w mokrym, zimowym lesie. Podziwiam, czapki z głów za determinację. Serio.
Fotki z zawodów: https://picasaweb.google.com/106465947546898436235/SniezneKonwalie2013 oraz http://www.facebook.com/media/set/?set=a.565827746770292.130070.540734265946307&type=1
Wyniki wstępne TP25: wyniki

I jeszcze przebiegi z zegarka:

TP25_1-przebiegi-m  TP25_strB-1-przebiegi-m  TP25_strAb-przebiegi-m

 

Nagrody

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.