Debiut na tym dystansie 🙂
Pierwszy raz biegłem połówkę i poszło lepiej niż zakładałem 🙂 Wstępny plan był taki, żeby nie wyprzedził mnie balonik na 1:50, a może uda się być w zasięgu grupy na 1:40.
Tuż przed startem spotkałem starych znajomych z orientacji którzy celowali w 90 minut, co dla mnie było mało realne, ale tak naciskali, że w tłumie czekających na start zacząłem przeciskać się bliżej przodu.
W pewnym momencie zrobił się już ścisk niemożliwy, i nie dało się ruszyć w żadną stronę. Z optymizmem wielkości mrówki spoglądałem na balonik 1:30 który zupełnie „przypadkiem” pojawił się tuż przede mną.
Odliczanie i start.
Tempo na 21km oscylujące w okolicach 4:10/km to nie było coś, do czego byłem przygotowany 🙂 W zasadzie w ogóle nie bylem na ten dystans rozbiegany. Ale nie odpuszczałem, chociaż były momenty, szczególnie na Drodze Dębińskiej
gdzie zupełnie nic się nie działo, nie było dopingu i czirliderek a dookoła sami faceci.
Na ostatnim podbiegu na Chartowie balonik już nie interesował mnie tak bardzo.
Myśli wypełniła nagrzana kabina prysznicowa, truskawkowy szampon, bicze wodne i dużo, bardzo dużo wody grodziskiej i grześków toffi.
Z tego odrętwienia wyrwał mnie – kilkanaście metrów przede mną – krzyk pejsmejkera który brzmiał mniej więcej: „no Panowie, teraz już nie możecie tego spierdolić!”
Wtedy coś drgnęło w udach i trochę podciągnąłem do przodu. Tylko trochę, ale wystarczyło.
Mostek przy źródełku, i już z górki.
Na mecie z daleka widziałem wielkie cyfry: 1:29:36, 37 i tak dalej. Dłuższy krok, sylwetka do przodu i jazda.
Wtedy próbowałem sobie przypomnieć gest Kozakiewicza który miał być skierowany do tej cholernej elektroniki zbliżającej się do 1:30:00 ale sobie nie przypomniałem, która ręka ma się zginać.
Udało się zejść grubo poniżej planów. Zaliczony kolejny bieg, medal, zakwasy, dwa odciski i satysfakcja.
Gratis 🙂
Jeszcze raz DZIĘKI dla właściciela balonika za złoty trzydzieści 🙂
Najnowsze komentarze