11 Poznań Maraton w trzy godziny – 10.10.2010

poznan-maraton-logoDziesiątego października w Poznaniu odbyły się zawody w biegu maratońskim czyli na dystansie czterdziestu dwóch kilometrów i stu dziewięćdziesięciu pięciu metrów.

Dystans ten obowiązuje od 1908 roku, kiedy to na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie ówczesna Królowa zażyczyła sobie wydłużenia dystansu o 2195 m (wcześniej było 40 km) do miejsca, w którym miała być meta olimpijskiego biegu.

Najważniejszy Bieg w Tym Roku, do którego przygotowywałem się od wakacji, zaczął się ciekawie 🙂
Świeciło piękne słońce, lekki przymrozek w nocy zostawił biały szron na trawach.
Do startu miałem 3 km więc idealnie na rozgrzewkę 🙂
Ze starych skarpet z frotki zrobiłem sobie jednorazowe rękawko-rękawiczki do wycierania i ochrony przez marznącymi paluchami.
Kaczki na stawie Olszak śmiały się ze mnie jak pędziłem na start  bez paska od pulsometru!
Tak właśnie.
Zapomniałem założyć go przed wyjściem…
Zaryzykowałem jednak i nie wracałem się po niego. Zdałem się na stoper i mierzenie tempa wg międzyczasów.

Przed startem wspólna rozgrzewka z Vege Runnersami, po której Słonik pokazał mi karteczkę z rozpiską na 3:07:40

5 km 22:17
10 km 44:34
15km 1:06:51
20 km 1:29:08
30 km 2:13:42
40 km 2:58:16
42,195 3:07:40

Wyglądało to obiecująco, więc z pewną rezerwą, ale przyjąłem że lecimy na taki wynik. No ale nie miałem pojęcia jak moja prawa noga przyjmie takie tempo. Jak to zwykle bywa, zaraz po starcie wydarłem do przodu w – jak mi się wydawało – spokojnym ale równym tempie.

Pierwszy kilometr 4:02.
Cholera, za szybko!
Pogoda piękna, dużo ludzi, to i doping niezły, i nogi same lecą. Brakuje pulsometru, więc zwalniam i uważam na kolejne międzyczasy.
Na wysokości Katedry mijam kolegę w klapkach (Piotrek Karolczak) 🙂 Po kilometrze wyprzedzam Artiego.
Lecę dalej, nie odwracając się ale licząc na to, że Słonik dobije do mnie i pociągniemy razem. Nic takiego się jednak nie dzieje. Na Dębinę wbiegam bardzo niechętnie. Nie lubię tej pętli na której nic się nie dzieje.
Jedynie pod Hetmańską głośna grupa kibiców powoduje lekkie przyspieszenie.
Łasy jestem na doping, a co 🙂
Rondo Rataje obfituje w znajome buzie 🙂
Dziękuję! :))

Chartowo, za chwilę koniec pierwszego okrążenia. Benek i Szmajchel krzyczą: „dawaj Robert!”

To daję i wbiegam na drugą połówkę.
Czas niezły, bo poniżej 1:30. Byle utrzymać to tempo, to będzie szał ciał! 🙂

Staram się, bardzo się staram. Nie oglądam się.
Byle nie doszedł mnie balonik na 3:00.
Przy AWF biegnę z jegomościem w niebieskiej koszulce. Podaję mu swoje picie które dostaję od Taty jadącego rowerem. Kilka razy popijamy z dwóch butelek. Mimo, że zaraz przy Hetmańskiej będzie wodopój. Schnę coraz bardziej. Czuję się opity, w brzuchu chlupocze a mnie ciągle suszy… Wypijam łącznie 7 butelek izotoniku, do tego kubki z wodą na każdym punkcie.
Coś nie gra, że tyle piję. Ale nie zważam na to.

I znowu ta pętla na Dębinie. Długa, trzykilometrowa prosta daje się we znaki.  Ciągle popijam.
Na Rondzie Rataje lekko przyspieszam, by po 300 metrach krzyknąć do Taty, czy widać z tyłu balonik na 3:00.

„50 metrów za tobą!”

Dochodzi mnie ekipa na 3:00

I to mnie dobiło

4 kilosy do mety a ja czuję na plecach oddech tych, którym uciekałem przez 38km.
Zbiegam z Katowickiej, wtedy na łuku mnie dochodzą.
Staram się utrzymać ich tempo. Ale udaje mi się to tylko przez ok. 500 m.
Jednak wyszły braki w długich wybieganiach… zrobiłem ich za mało.
Nie daję się i staram się ciągnąć za nimi, ale powoli i systematycznie mi odchodzą… Na ostatnim podbiegu przy pętli Lecha mijam Wojtka, który celował w wyraźne łamanie trójki, niestety chyba nie zagrało tak jak chciał… Coś krzyknąłem do niego z nadzieją, że pociągniemy razem końcówkę ale chyba nie był chętny…

Na Chartowie słyszę doping Zbyszka Hornika, dzięki temu nie daję się, i na zbiegu do Malty staram się nie odpuszczać.
Jeszcze tylko niecały kilometr i z górki. Ostatnia prosta, widzę zegar na którym cyferki układają się już w coraz bardziej wyraźne 3:00:39, 40, 41…

Na metę wbiegam szczęśliwy, bo czas zrobiłem sporo lepszy niż ten planowany, ale mimo wszystko pozostał niedosyt. Gdybym zszedł poniżej 3:00 to odpuściłbym sobie już żyłowanie na maratonach 🙂

 

brutto netto tempo miejsce
0 – 10 km 41:39 41:39 4:10/km 107
10 – 21,097 km 46:37 1:28:16 4:12/km 107
21,097 – 30 km 38:21 2:06:37 4:18/km 99
30 – 42,195 km 54:15 3:00:52 3:00:45 4:27/km 93

jak widać początek poszedłem mocno, a pod koniec starałem się tylko utrzymać tempo, co nie wyszło mi za bardzo 🙂

Od 30 km traciłem kluczowe 6-7 sekund na kilometrze, co przełożyło się na te 3:00:52
No ale jest pierwsza setka w Poznań Marathon 🙂
Miłą niespodzianką było spotkanie na mecie Igora Błachuta, pozdro!

 

Miejsce w open Kategoria Miejsce w kat. 21,097 km netto 21,097 km brutto
93/3873 M30 32/1294 3:00:45 3:00:52 11-Poznan-Marathon-wyniki

 

                           

 

2 Komentarze

  1. Maraton Poznański – dawno i nieprawda 🙂
    Gratuluję czasu. Być może (na pewno) zobaczymy się w przyszłorocznym maratonie!

  2. Jak dla mnie KOSMICZNY wynik 😀

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.