Rajd otwarcia południowego odcinka Transwielkopolskiej Trasy Rowerowej

Dualówką ponad 250 km w ciągu jednego dnia?
Można, gdy się nie wie jak daleko jeszcze 😉

 

A było to tak:

Kolega Kuba z Cykloturu wspomniał w tygodniu, że jest jakiś rajd w sobotę, ale że on w sumie nie jedzie bo ma dyżur w pracy itd.
Jakoś się złożyło, że chciałem spróbować co to znaczy jechać na rajd rowerowy z miejscową grupą rowerzystów  „AKTR Cyklista”.
Dzień przed rajdem sprawdziłem, że nie muszę jechać na miejsce startu, tylko złapię ich „gdzieś po drodze”. Jako, że startowali z Malty, to postanowiłem ich dorwać gdzieś w lasach nadmaltańskich. Oczywiście pospałem za długo i gdy się zerwałem z wyrka, grupa już była w trasie. ostatecznie dogoniłem rajdowców w okolicach Środy Wielkopolskiej. przewodnikiem i bodaj inicjatorem był kolega-stały klient Cykloturu czyli Andrzej Kaleniewicz. Zasłużona postać w światku rowerowym-urzędnik Urzędu Marszałkowskiego odpowiedzialny za budowę tras rowerowych w Wielkopolsce.
Tak sobie jechaliśmy, ja na dualówce z wyciągniętą na maksa sztycą, a i tak momentami miałem kolana wyżej niż broda 😉
Towarzystwo było bardzo mieszane. kobiety, dzieci, lajkrowcy i prawdziwi turyści we flanelowych koszulach.
W zasadzie nie wiedziałem jak daleko jeszcze, bo nie miałem licznika. Na szczęście pogoda dopisywała, więc jazda po polach, łąkach i leśnych szosach była całkiem przyjemna biorąc pod uwagę fakt, że często jechałem na stojąco. Taka dola fourcrossowca 🙂
Z ciekawostek, to zaliczyliśmy podjazd na najwyższe wzniesienie w Wielkopolsce, przeprawialiśmy się promem oraz – już na samym końcu trasy (a właściwie w połowie) – przepiękny zamek Czartoryskich w Gołuchowie.

Więcej info o zamku: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zamek_w_Gołuchowie

Strasznie mi się tam podobało i chętnie powróciłbym do tego zamku z aparatem 🙂 Po zwiedzaniu zamku cała ferajna udała się nad pobliskie jezioro w Gołuchowie, gdzie był poczęstunek i rozdawano pamiątkowe odznaki (foto wyżej). Okazało się, że część rajdowców wraca samochodami, a część zostaje na miejscu. Tak się złożyło, ze nie wziąłem lampek, bo nie sądziłem że tak późno będę wracał 🙂 a wieczór był tuż tuż. Nie czekając zatem na wieczorną imprezę nad jeziorem, wskoczyłem na rower i pomknąłem do Poznania (115 km szosą). Udało mi się zdążyć tuz przed nastaniem czarnej nocy.
Uff… 🙂

A to rower którym jechałem 🙂

A tu znaleziona w sieci relacja z tej wycieczki na stronie AKTR Cyklista: http://cyklista.org/index.php?option=com_extcalendar&Itemid=8&extmode=view&extid=279

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.