W związku z tym, że „dostałem” oszałamiającą ilość urlopu w postaci 10 dni roboczych postanowiłem rzucić się w Polskę na rowerze.
Padło na Sieradz, kolebkę polskiego dualowego undergroundu 🙂 Wziąłem szosówkę, mały plecak i heja w drogę.
Był to ostatni wyjazd szosówką w tej konfiguracji, bo już czekała nowa rama na złożenie, ale o tym w następnym wpisie 🙂
W Sieradzu mam dobrych znajomych, więc w perspektywie czekał mnie ciekawy dłuuuugi weekend 🙂
W pierwszą stronę pojechałem klasycznie, czyli przez Jarocin, Pleszew i Kalisz – równe 180 km
Całą drogę słońce ostro dawało, więc opaleniznę kolarską miałem gratis 🙂
Po drodze wypiłem 2×1,5 litra wody plus puszka Red Bulla, zjadłem kilka batoników i dwa hot-dogi 🙂
Do Poznania miałem wracać inną drogą: przez Turek, Konin, Wrześnię.
Wyszło 205 km
Przez pierwsze 40km miałem towarzystwo, więc średnia oscylowała w granicach 40km/h 🙂
Najnowsze komentarze