Przy okazji V Maratonu Karkonoskiego odbyły się Mistrzostwa Świata i Mistrzostwa Polski w Długodystansowych Biegach Górskich. Nie mogłem odpuścić takiej okazji, by wystartować z najlepszymi góralami, i jak tylko pojawiła się dodatkowa tura zapisów, od razu skorzystałem z szansy 🙂 A w ogóle to lubię wracać do Szklarskiej 🙂
Znowu będzie myślnikowo 😉
– pogoda była ładna. Akuratna do robienia zdjęć landszaftów i smażenia jajek na kamieniu
– w piątek, po ceremonii otwarcia Mistrzostw, niejaki Marek Niedźwiecki poprowadził listę przebojów Trójki na żywo
– rano przed biegiem zjadłem 4 banany zatopione w jogurcie naturalnym, do tego buteleczka Isostara lemon, oraz galaretkowate „coś” które było w pakiecie startowym. No i kilka łyków wody. Na trasę wziąłem dwa żele a na przełęczy Karkonoskiej, już po nawrocie, zjadłem banana i ciastko. Więcej grzechów nie pamiętam
– na trasę wystarczył jeden bidon 0,5l do którego dolewałem na każdym punkcie odżywczym (było ich bodaj 5) czyli straciłem jakieś 2-3 minuty ogólnie na wodopojach
– czapeczka z daszkiem i naszywką Sex Pistols sugerowała niektórym wolontariuszom, jakobym był z reprezentacji wyspiarzy, dzięki czemu było wesoło 🙂
– w ogóle ten bieg był w większości z bananem na ustach (pozdro Michał J.!) 🙂
– starałem się dorównać podwórkowym wesołkom i pytałem mijanych turystów, czy na Gubałówkę/Giewont prosto. Tak, wiem, „zajebisty” żarcik 😉
– czołówka biegu zapierniczała aż miło, fajnie było popatrzeć na ich tempo gdy się mijaliśmy na nawrocie
– ostatnią dyszkę biegłem z nieco styraną Rosjanką (Olga Gorbunova) – dałem jej swoją wodę, bo miała pustą butelkę na podbiegach do Śnieżnych Kotłów
– większość mijanych turystów gorąco dopingowała, i klaskała, dziękuję! 🙂
– bardzo miła obsługa na punktach 🙂 ale na ostatnim bufecie oblali mnie mokrą wodą… wrrr
– fajnie, że było takie międzynarodowe i mieszane towarzystwo, bo łatwiej było znaleźć sobie jakiegoś zajączka 😉 (bez urazy dla rodzimych zajączków :))
– miałem braki magnezowe, bo przy określonej krzywiźnie podłoża łapały mnie skurcze w stopach, a przy przeskakiwaniu łańcuchów na wysokości Śnieżnych Kotłów, skurczyły mi się na chwilę łydki
– widoczki owszem, czasem spojrzałem, ale większość trasy to raczej patrzenie pod nogi, niczym w wywiadzie z p. Szurkowskim: „Co najlepiej zapamiętał Pan z długoletniej kariery? – pyta dziennikarz. – Co? Przednie koło – odpowiada mistrz świata.”
– pozostając w klimatach kolarskich, zjarałem się jak po wyścigu szosowym 🙂
– super akcja była na mijance gdzieś około 17-18 km, kiedy to leciał (dosłownie) mój cichy faworyt, czyli wywodzący się z orientacji Ionut Zinca. Krzyknąłem mu „go go orienteering!”. Fajnie, bo po dekoracji, kiedy zamieniliśmy kilka słów, powiedział że pamiętał tę sytuację na trasie 🙂 Miło 🙂
– momentami kłuło mnie coś w stopę. Już po biegu wyjąłem kolec ze stopy, chyba jakiś zagubiony w bucie z Rajdu Konwalii 🙂
– otarłem sobie stopę od zbyt mocno zaciśniętych „sznurowadeł” w Salomonach. Startowaliśmy od 6 kilometrowego podbiegu, tak więc nie było potrzeby żeby aż tak mocno zaciągać sznurówki. Nauka na przyszłość 🙂
– na mecie atmosfera wielkiego pikniku, w taką pogodę mógłbym tam siedzieć do wieczora, ale trzeba było zjechać na dół wyciągiem (zjazd był gratis :)) na dekorację Mistrzostw
– w ogóle pierwszy raz zjeżdżałem wyciągiem 🙂
Miejsce | Miejsce w kategorii SEN2 | Czas | Wyniki |
79/563 | 39/214 | 4:23:53 | V Maraton-Karkonoski 2013 |
Wyniki
Ogólnie jestem bardzo zadowolony z wyjazdu i ze startu. Cieszę się głównie z przyzwoitego czasu jak na to, że nie robię ostatnio jakiegoś dużego kilometrażu, poza tym teraz mam okres startowy więc ciężko z tego co biegam zrobić dobry czas w górach. Ale wiem, że to nie był „ten dzień” dla niektórych, lepszych ode mnie zawodników których udało mi się dzisiaj wyprzedzić…
Pozdrawiam czytających!
Najnowsze komentarze