Rekord Świata nad Maltą ;)

peelingW niedzielę nad jeziorem Malta w Poznaniu miałem okazję ustanowić nieoficjalny Rekord Świata w…

ale o tym za chwilkę 😉

 

Tradycyjnie już, w niedzielne popołudnie (o ile można mówić o tradycji skoro co chwilę są jakieś zawody ;))  spotkaliśmy się w zacnym gronie biegajzmapa.com na plaży nad jeziorem Malta. Mimo bardzo średniej aury pograliśmy w siatkę na piachu. Czasem wyszło słońce, ale głównie mieliśmy zachmurzone, ciężkie niebo z wiatrem wiejącym prosto w twarz jak się stało przodem do Starego Rynku (chyba) 🙂 Mimo niesprzyjających warunków daliśmy radę zagrać kilka setów. Ponoć była nawet jakaś nagroda, ale dziewczyny się wymigały i nie chciały… jej pokazać 😉 Od piachu stopy zrobiły się przyjemnie elastyczne a skóra dostała spora porcję peelingu.

Dobra, do rzeczy:

asfaltowa pętla dookoła Jeziora Maltańskiego ma około 5,5 km. Biega i jogginguje tam wuchta wiary. Przez to nie do końca lubię tam robić treningi. Za dużo ludzi.  Ale tego dnia mnie nosiło.  Od kilku dni nie biegałem, odpoczywając przed Krynicą, (a tak naprawdę walcząc z bólem biodra i kolana) tak więc widząc biegaczy, chciałem pognać na chociaż jedną pętelkę. Ale żeby było ciekawiej, bez butów. I skarpetek.

No i na sam koniec, kiedy już przestaliśmy odbijać się od piłki siatkowej, pod pretekstem udania się w krzaczki, poleciałem.

Kiedy pokonałem już skarpę i wbiłem się na asfalt, poczułem że jest dość chropowaty. Mimo to ruszyłem. Niestety aż do kładki przy Galerii Malta podłoże dość mocno wbijało się w stopy. Chciałem zawrócić, ale skoro dobiegłem już tutaj to chciałem sprawdzić, czy do Kolejki Maltanka nie będzie poprawy. No i sprawdziłem. Poprawy większej brak, ale za to tempo nieco wzrosło.

Przy Wyborowej spotkałem Maćka P. znanego spinningowca (R) 🙂 Machnęliśmy sobie tylko i pognałem dalej. Nie miałem pojęcia, że na Malcie jest tyle rodzajów asfaltu. Każdy inny, każdy inaczej łaskotał i wkłuwał się w stopy. Najlepiej biegło się po tym najgładszym, ale nie wiem jakby było gdyby popadało 🙂 Chyba podobnie jak na rowerze szosowym 😉

Im bliżej końca tym narzucałem sobie szybsze tempo. Od pewnego momentu czułem, jakby kawałek kamyczka wbił się w najmniejszy palec od lewej stopy i nie chciał się odczepić. Kłuło i łaskotało na zmianę. (wordpress w firefoksie właśnie mi podkreślił słowo „kłuło” jako błąd hehe ;))

Ostatni kilometr z dwoma podbiegami pobiegłem już w 3:56 min/km. Przebiegając obok źródełka usłyszałem od biegaczy tekst: „Widzisz? Można? Można!” 🙂

Przybiegłem do ekipy, ale Ci się już zbierali i miny mieli jakieś takie nietęgie, jakby czekali… No cóż, poszedłem tylko niby w krzaczki, cóż. Pewnie spieszyło się im do domku. Sorry tej 😉

Foty nie zrobiłem żadnej, bo i bez telefonu pobiegłem, tylko w szortach i zwykłym bawełnianym t-shircie.

Aha, tak w ogóle, na tydzień przed Krynicą nie było to zbyt mądre, bo musiałem znowu ekspressowo zaleczyć ranę na małym paluchu. Ale znowu plastry Compeed dały radę 🙂

Bo każdy ma swoje rekordy świata, nie? 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie będzie publikowany.