W związku z Rzeźnikiem załapałem się na badania wydolnościowe organizowane przez Klinikę Elektrokardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Tematem badań ma być „Wpływ ekstremalnego wysiłku fizycznego na prace serca u biegaczy długodystansowych biegów górskich”. Do Łodzi daleko nie jest, więc nawet się nie zastanawiałem i pojechałem się przebadać 🙂
Wyników jeszcze nie mam, ale w międzyczasie dowiedziałem się, że serducho mam w porządku, żadnych wad, wydolność na poziomie 137% jak na swój wiek i jeszcze coś ale nie zapamiętałem.
Niestety. Dzień przed wyjazdem czyli w czwartek, od rana coś mnie drapało w gardle. Wkurw lekki zaczął się nasilać, bo co jak co, ale plizzzz, nie teraz! Po pracy szybka kuracja czosnkowo-cytrynowa plus dwa ohydne strzały jakiejś wody przez o z kreską i poszedłem spać. Zależało mi na tych badaniach, więc chciałem być w pełni sił. Niestety ta noc była „mokra”. Gorączka jak ta lala.
No nic. Rano wypad na autobus i wyjazd do krainy tekstyliów, ładnych parków i kamienic 🙂 Niestety tym razem nie zabrałem aparatu a żałuję, bo byłoby co focić. Badania poszły dobrze, chociaż lekkie drapanie w gardle dawało o sobie znać przy próbach związanych z maksymalnym wdechem i wydechem. Na próbie wysyłkowej na bieżni, która trwała dość długo, czułem że nie dam z siebie wszystkiego. To znaczy dam na tyle, na ile mogę, ale czułem się osłabiony. Na tyle, że rozpoczynając od prędkości 13 km/h dotrwałem do 17 km/h i musiałem stanąć. Trudno, ale tego dnia nie mogłem z siebie więcej wykrzesać sił. Po tej próbie założono mi holter (foto) i miałem być pod to podłączony przez najbliższą dobę 🙂
Po badaniach siup do hostelu i dzięki Wi-Fi mogłem cały wieczór relaksować się przy tej muzyczce: https://www.youtube.com/watch?v=a83Z1d1_ERo&list=SPACD4CA18E42C7DCE
O piątej nad ranem obudziło mnie chrapanie kogoś w pokoju hostelowym. Nie dałem rady już usnąć. Po głowie chodziło, by rano pobiegać trochę po Łodzi zanim wyjadę, bo jak wrócę do Poznania to może mi się nie chcieć 😉 Jeszcze poprzedniego dnia wydrukowałem sobie kwitek startowy do biegu Parkrun który startował o 9 rano. W sumie idealnie. Na bieg, później skok do kliniki do zdjęcia holtera i sio do Pyrlandii.
Tak też zrobiłem. Z tym ustrojstwem poleciałem do – skądinąd – bardzo ładnego Parku Poniatowskiego. Zebrała się już tam grupa około 80 osób. Sama formuła biegu jest prosta: trzeba zarejestrować się na stronie www.parkrun.pl, wydrukować sobie kod kreskowy którego później używa się na każdym z tych biegów. Kod używany jest tylko do sczytania na mecie. No i trzeba jeszcze tylko przebiec 5 km 🙂 Nie znałem tam nikogo więc nie wiedziałem jakie będzie tempo. Stwierdziłem, ze nie ma co szaleć, tym bardziej że z taki okablowaniem i dyndającym holterem nie chcę niczego popsuć w tym urządzeniu. Po pierwszy kilkuset metrach biegłem w czubie z dwoma biegaczami z którymi trochę sobie pogadałem 🙂 Tempo było spokojne, ciut poniżej 4 min/km. Dodatkowo chłopaki fajnie pokazywali trasę, gdzie skręcać, bo pętla miała 2,5 km i trzeba było polecieć ją jeszcze raz 🙂 Kiedy już mniej więcej wiedziałem co i jak kolega który zajął drugie miejsce dal mi znać żebym leciał sobie już po swojemu 🙂 No to poleciałem, ale i tak z rezerwą, bo nie było sensu się szarpać tego dnia. Na metę dobiegłem z czasem ciut powyżej 19 minut, więc wszystko w normie i bez szaleństw. Poza tym to drugi wynik w mojej kategorii wiekowej w łódzkim Parkrunie po 48 biegach 😉 http://www.parkrun.pl/lodz/rezultaty/agecategorytable/?ageCat=SM35-39
Fajnie było pohasać po tym wiewiórkowym parku, bo widziałem po drodze takie rude coś 🙂
[youtube width=”500″ height=”300″]http://www.youtube.com/watch?v=L7V9sMe2cxw[/youtube]
Miejsce w open | Kategoria | 5 km | Wyniki |
1/80 | M35-39 | 19:09 | Wyniki Parkrun |
W ogóle w ten weekend była akcja pod patronatem „Polska Biega”. I w związku z tym pojawił się taki artykuł:
Najnowsze komentarze