” a miało być tak pięknie
miało nie wiać w oczy nam
i ociekać szczęściem
miało być „sto lat! sto lat!”
Happysad
🙂
Tak tak, to miała być „Dycha Tej Wiosny”, czyli owoc, wisienka na torcie po solidnie jak na mnie przepracowanej zimie.
No i co? Zima się skończyła, wyszło słońce i dołożyło do pieca…
Plan był taki, że schodze poniżej 38, atakuję życiówkę 37:42 a nawet zbliżam się do bariery 37 minut 😉
I dupa. Wołowa. Albo jakiegoś innego mędrca.
Nie ma! Nie nastawiam się już na żadne wyniki.
Żadnych kalkulacji. Jak mówił Małysz do kamery: nie skacze na konkretną odległość, nie walczy z konkretnym rywalem. Skacze, jak najlepiej potrafi w danym momencie. I tego się będę trzymał 🙂
A w tym konkretnym momencie było do bani. Ciepło, nieprzygotowany na ściganie w takich warunkach (zresztą nie ja jeden, ale to marne pocieszenie :)) i epizod z plecakiem który poleciałem oddać do depozytu. Na start wpadłem niecałą minutę przed wystrzałem, więc można sobie wyobrazić co się stało później… Pierwszy i drugi kilometr jeszcze okej, ale później to już równia pochyła:
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 |
3:33 | 3:42 | 3:57 | 4:07 | 4:10 | 4:14 | 4:16 | 4:22 | 4:23 | 4:18 |
A tu wykres rozgrzewki w której nagle musiałem nieco zagiąć czasoprzestrzeń:
Wbiegając do depozytów okazało się, że jednak wyszło, że prosty chłopak ze mnie, bo chłopaki widząc już z daleka mój numer krzyczeli machając rękami, że nie to wejście, więc na moje głośne „kur…!” trochę się rozweselili. A nie ma to jak się pośmiać z tak prostych, przyziemnych słów 🙂
Kończąc ten karkołomny wpis napiszę tylko, że wyciągnę wnioski i pewnych błędów już postaram się nie powtórzyć 🙂
Aha, czas oficjalny to 41:20
I tyle 🙂
Miejsce w open | Kategoria | Miejsce w kategorii | 10 km netto | 10 km brutto | Wyniki |
245/1938 | M30 | 82/665 | 41:16 | 41:20 |
Tak zdychałem na końcówce:
foto: Ola Bońka
Najnowsze komentarze