Kiedy w grudniu 2011 zapisywałem się na ten bieg, wiedziałem już że będzie to dla mnie najważniejszy start w sezonie 2012. Przez cały okres przygotowań który podzieliłem sobie na dwa etapy, myślałem o tym, by przebiec ten ultramaraton w zdrowiu, nie poddać się po drodze i mieć siłę samodzielnie rozsznurować buty po biegu.
Udało się! 🙂
Nie obyło się jednak bez potknięć po drodze, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
Zimę przepracowałem solidnie, co zaprocentowało życiówką w wiosennym półmaratonie w Poznaniu (1:22:33). Niestety w kwietniu nabawiłem się kontuzji na 3 etapie Pucharu Borów Dolnośląskich w BnO w Bolesławcu. Goniąc za 3 miejscem wykręciłem kostkę i naciągnąłem ścięgno w śródstopiu.
Stan zapalny, przerwa w treningach.
Wkrótce miał odbyć się 24 godzinny bieg sztafetowy w Rawiczu, więc nie chcąc zawieść kolegów wystartowałem z niedoleczoną kontuzją. Miałem naklejone plastry stabilizujące więc jako dałem radę.
Później przez wakacje wracałem do formy, ale aż do Biegu 7 Dolin nie miałem okazji jej sprawdzić. Mogłem za to sprawdzić swoją odporność na lenistwo, kiedy w dniu startu zadzwonił budzik o 2 nad ranem 🙂
Zwlec się z ciepłego łóżka po dwóch godzinach snu to świetny początek ultramaratonu. I jeden z najtrudniejszych momentów w całym dniu biegu 🙂 Drugi był niedługo później.
Ponieważ generalnie jestem ślepy i w ciemnościach bardzo słabo widzę a moja czołówka świeciła niczym reflektor z pierwszego egzemplarza Fiata 126p, starałem się biec bardzo ostrożnie. Szczególnie na pierwszym zbiegu do Czarnego Potoku.
I to był najbardziej wymagający dla mnie fragment trasy. Musiałem się maksymalnie skoncentrować by biec właściwym torem, nie przeszkadzać szybciej zbiegającymi i wyprzedzającym mnie mnie biegaczami. No i walczyć z pokusą ryzykownego puszczenia nóg. Ten poniekąd łatwy odcinek przebiegłem z największa ostrożnością. Dopiero kiedy zrobiło się jasno, poczułem radość z biegania po górach.
Był też moment słabości na pierwszym przepaku w okolicach 35 kilometra. Byłem cały mokry a na zbiegu zacząłem odczuwać zimno. Pomyślałem wtedy, że fajnie by było teraz zaszyć się w ciepłym łóżku, napić czegoś ciepłego i poczytać jakąś książkę. Ale natychmiast po tej myśli pojawiła się druga, która sprowadzała się do jednego:
„nie po to k… tyle trenowałem żeby teraz dać dupy i odpuścić! To po jaką cholerę mówiłem znajomym że chcę przebiec te 100 km? :)”
Czy coś w ten deseń 🙂
W każdym razie o świcie padał deszcz, byłem mokry i było mi zimno. Na szczęście za Rytrem był całkiem stromy podbieg, a raczej podejście. Tam się rozgrzałem i już było okej. Cały czas biegłem sam, z przodu gdzieś ktoś majaczył, za mną nikogo.
Agrafka przed 50 kilometrem to fajna sprawa, widać było kto jest przede mną, a później kto jest za mną. Zbiegi pokonywałem ostrożnie, dbając cały czas o swoją niezbyt zdrową stopę. Dobrze że już nie było tłoku i nie robiłem za zawalidrogę przez resztę trasy. Gdzieś za 50 kilometrem co chwilę mijałem się z pewnym Węgrem. Na podbiegach go dochodziłem, po czym on mi uciekał na zbiegach 🙂 Akurat się załapaliśmy razem na fotce która zrobiła Monika Strojny-dzięki! 🙂
W ogóle spotkanie Moniki na trasie zadziałało motywująco. Miło 🙂
Nie zapomnę spotkanych i poznanych po drodze ludzi, zbiegu po płytach do Piwnicznej, czy dobiegu do Wierchomli, gdzie po drodze kupiłem w sklepiku wodę a kilkaset metrów dalej był bufet 🙂
Podejście za Wierchomlą to był test mojej psychiki 🙂 Akurat na trasie narciarskiej jeździło sobie dwóch zjazdowców na rowerach. Z chęcią zamieniłbym się z nimi i zjechał sobie z powrotem do Wierchomli i olał to całe bieganie 😉 Po zdobyciu kolejnej góry czekał mnie zbieg do punktu kontrolnego po kolejnej trasie narciarskiej, tym razem bardzo kamienistej. Jednak już na samym początku nieco się zagubiłem, bo nie widziałem oznaczeń trasy. Wiedziałem też, że nie ma co błądzić bo każdy metr wysokości był bardzo cenny. Nie chciałoby mi się szukając trasy zbiegać i podbiegać bez sensu. Spodziewałem się też w okolicy punktu kontrolnego z pomiarem czasu, bo pamiętałem z mapy że w tej okolicy jest coś na wzór dużej agrafki którą można łatwo ściąć.
Zatrzymałem się na środku trasy, zdjąłem plecak, wyjąłem mapę i usiadłem. Świeciło słońce, nawet przygrzewało nieco, zagryzałem ciasteczka Be-Be i rozgryzałem dalszą trasę. Okazało się, że nigdzie nie muszę skręcać, tylko walić prosto w dół 🙂 Wtedy z góry dogonił mnie biegacz z Leszna, z którym przemierzyłem kilka następnych kilometrów. Aż do Runka bodaj, gdzie poczułem przypływ sił i po prostu… zwiałem 🙂 Z tego miejsca dziękuję za towarzystwo i jednocześnie SORRY! 🙂
Najprzyjemniejszy na całej trasie był chyba dziesięciokilometrowy zbieg z Runka do Krynicy. Niosła mnie adrenalina, kiedy pojawiły się pierwsze zabudowania poczułem euforię. Finisz na deptaku na zaskakująco lekkich nogach. Zegar z czasem 12 godzin 55 minut. Piękne uczucie. A potem smak wody zdrojowej, uśmiechy znajomych biegaczy, atmosfera święta biegowego na festiwalu.
Buty Brooks Cascadia w wersji zielonej sprawdziły się znakomicie. Co prawda kiedy są mokre ważą sporo, ale po to robiłem siłę na treningach żeby unieść te bądź co bądź wygodne buciory 🙂 Camelbak nie zdał egzaminu. Następnym razem z niego zrezygnuję. Nie chcąc tracić czasu na wlewaniu wody do bukłaka po prostu ładowałem sobie w kieszenie butelki z wodą i tyle. Oczywiście nie wyrzucałem pustych po drodze, tylko wymieniałem na kolejnych punktach odżywczych. A nie, sorry, w jednym miejscu wywaliłem niepotrzebne śmieci do śmietnika. Ogólnie byłem zniesmaczony widząc gdzieś na trasie zużyte tubki po żelach.
W tym ultramaratonie doświadczyłem rzeczy, których wcześniej nie znałem. Zarówno w mojej fizyczności jak i w psychice. To inny wymiar biegania. Kiedy byłem tam wysoko w górach, sprawy nabierały innego znaczenia. Mimo wielu godzin spędzonych w samotności, gdy biegnąc miałem mnóstwo czasu na rozmyślanie, wszelkie problemy które zostawiłem gdzieś w dole nagle stawały się takie nierealne, błahe. To trudne do opisania, ale po ukończeniu biegu poczułem coś takiego, jakbym urodził się na nowo.
Kilka bardzo fajnych filmów na Youtube, niestety nigdzie siebie nie wypatrzyłem 😉
[youtube width=”700″ height=”344″]http://www.youtube.com/watch?v=3MEac-VDHqs[/youtube]
[youtube width=”700″ height=”344″]http://www.youtube.com/watch?v=hUiupoMo_-Q[/youtube]
1 ping